wtorek, 24 lutego 2009

"Geniusz" balcerowicz jak plkn. Kuklinowski?

Publikuję komentarz jaki czytałem na Onet.pl.

Jeśli choć część z tego jest prawdą, to dla mnie jest to szok. W takim przypadku człowiek ten powinien już dawno wisieć na suchym drzewie za zdradę kraju i zrujnowanie życia milionom Polaków, ku przestrodze innym, a nie chodzić w glorii i chwale super ekonomisty. To że tak nie jest świadczy dobitnie o tym, że nasze prawo jest kompletnie przegnite i skorumpowane razem z całą sceną polityczną. Czasami patrzymy z oburzenim na komunistyczne Chiny, ale tam pan balcerowicz (celowo piszę z małej litery) zostałby zwyczajnie rozstrzelany.

W każdym razie gratuluję młodzieży polskiej ostatnich wyborów w 2007 roku, że dała się otumanić nowym hasełkom i obietnicom cudów, pseudodebatom politycznym, w których pan Tusk (kumpel balcerowicza) dyskutując o cenach ziemniaczków na targu i jabłek "pokonał doszczędnie" swojego rywala. Ile osób będzie jeszcze pamiętać za dwa lata o tych cynicznych argumentach, ile to wzrosły ceny za PiSu i znowu zagłosuje na nowe hasełka podczas gdy Polska jest rozkradana w majestacie prawa?

Uczcie się historii!!! Nie zapominajcie nigdy!!! Firmom jak was oszukają nie wybaczacie, ale politykom o dziwo tak. Nie pamiętacie tego, że Tusk i jego kolesie już 3 razy byli u sterów Polski? Już nie pamiętacie z jakim poparciem zaczynali rządy za czasów pana Buzka (AWS), a z jakim poparciem je kończyli i dlaczego? I dlaczego ludzie wtedy, na zasadzie reakcji i w rozgoryczeniu, zagłosowali na SLD? To było tak niedawno. Pan Tusk przewala się z kolesiami po Sejmie od 19 lat, a wy niczego się nie uczycie z historii (wystarczy spojrzeć na sondaże).

No ale wróćmy do samego komentarza z Onet:

"

Kilka przykładów geniuszu Balcerowicza - Spowodował osiemnastomiesięczne (!) zamrożenie kursu dolara, przy równoczesnym, sięgającym 90% rocznie (!!), bankowym oprocentowaniu kapitału złotówkowego, co pozwoliło niebieskim ptakom całego globu przywieść nad Wisłę wagony dolarów, a kilkanaście miesięcy później wywieźć znad Wisły dwa i pół raza tyle (prawie 250%!!!). Za ten wymarzony "numer" cwaniacy Wschodu i Zachodu winni solidarnie wznieść panu Balcerowiczowi pomnik o wysokości Wieży Eiffla, i to ze szczerego złota, którego ciężar byłby lichym ułamkiem ich "doli". Historia ekonomii zna niewiele finansowych "przekrętów", które miały skalę porównywalną. - Wychładzał gospodarkę podczas gdy należało ją podgrzewać. - Sprzedał polskie zloto (ponad 150 ton) kiedy było w absolutnym dołku cenowym. Polska straciła na tym ok. 2,5 mld dolarów. - Przeszedł w rozliczeniach zagranicznych z rozliczeń dolarowych na euro w momencie wprowadzenia euro, a wiec nieustabilizowanym kursie. Po tym euro spadło z $1,15 do $0,89. A wiec siła nabywcza polskiej rezerwy walutowej spadła o prawie 30%, czyli ok. 15 mld$. - Ostatnie jego posunięcia są wręcz fatalne. Przy prawie zerowej inflacji utrzymywanie stóp na tak wysokim poziomie jest czystym absurdem. W USA w podobnej sytuacji stopy spadły poniżej 2%. - Panu Balcerowiczowi pomyliły sie role jaką powinien spełniać pieniądz w gospodarce. Pieniądz ma spełniać służebna rolę względem gospodarki i rozwoju kraju a nie odwrotnie jak to sie zdaje panu Leszkowi B.Geniusz Balcerowicz zaciagnal kredy i ulokowal w obligach USA - 30 mld Dolarow!! Przy kursie dolara ponad 4 zl. Na ten cel wyemitowano obligacje - wiekszosc na dlugi okres o stalym procencie - 15% i wiecej. Obligacje USA byly na 1-2% Polska na tym stracila na przestrzeni lat ponad 100 mld USD - ukrywanych jako straty NBP. itd, itd, itd... I oto ten gwiazdor trząsł Polską gospodarką, co czyni ją permanentnym dłużnikiem, bez końca spłacającym długi boleśniejsze każdego roku. Za co kochają go wszyscy finansowi spekulanci tej Ziemi. Na początku lat 90-tych ten geniusz podniósł oprocentowanie kredytów już wziętych z 8 do 40%. Dzięki tej wspaniałej decyzji tysiące polskich firm zbankrutowało i powstało duże bezrobocie. Wkraczające na nasz rynek zachodnie firmy nie miały specjalnie z kim konkurować, ale miały za to tanią siłę roboczą, do dnia dzisiejszego zresztą wiele się w tym temacie nie zmieniło. Nic więc dziwnego ,że na zachodzie go chwalą, bo działał i działa w ich interesie, ale nikt go tam nie zatrudni, bo prywatnie uważają go za zdrajcę. Przypomnę , że Balcerowicz również maczał swoje paluchy w wyprzedaży prawie całego polskiego sektora bankowego w zachodnie ręce za 10% wartości. Wyprzedano ponad 80% polskich banków-tak własnie wygląda polityka w Polsce, więc nie dziwcie się , że tu dobrze nigdy nie będzie."

Caly tekst pod linkiem ponizej:

http://www.et.put.poznan.pl/~dlugosz/balcerowicz.htm

Mrowisko

Patrząc na ludzkość z pewnej perspektywy można powiedzieć, że przypomina ona mrowisko. To porównanie ma zastosowanie tylko częściowe, bo jak ktoś gdzieś kiedyś zauważył, mrówki żyją wyłącznie dla dobra swojej społeczności (maksymalny „altruizm” i minimalny egoizm), a ludzie dlatego decydują się na życie w społeczności bo ułatwia im to realizację ich własnych celów (maksymalny egoizm z pewnymi odruchami altruizmu raz po raz np. z okazji świąt). Kiedyś był nawet film, który w taki właśnie sposób, na zasadzie różnic porównywał obie społeczności. Wrażenie jakie się z tego wynosiło najczęściej było takie, że mrówki są dobre, szlachetne, podczas gdy ludzie wredni i pazerni. Czy tak faktycznie jest?

Opisane podobieństwo jest wyłącznie w samym fakcie życia w społeczności. Poza tym różni nas dosłownie wszystko. Jak przyjrzymy się bliżej mrowisku to stwierdzimy, że przypomina ono faszyzm albo komunizm i to komunizm w najczystszej postaci, łącznie ze wspólnym „wychowaniem” dzieci (swoisty mrówkojugend :-). Mrówka jest jednostką, numerkiem, jej istnienie nie ma znaczenia dla niej samej. Liczy się wyłącznie kolonia. Dominacja stada (państwa) jest tam bezdyskusyjna. Czy taki model nam odpowiada? Taki model państwa istniał w końcu pod władzą Stalina. Czy można zatem powiedzieć, że model jaki widzimy w mrowisku jest zły? Też nie. Byłoby to kolejne uproszczenie. Samym zainteresowanym, czyli mrówkom ten model w końcu nie przeszkadza i nie są z tego powodu w żaden sposób nieszczęśliwe. Absolutnie nie ma tam miejsca dla mrówki indywidualistki, takiej jaka była bohaterem bajki pt. „Mrówka Z”. Mrówki od samego początku zostały stworzone przez Boga do życia w komunizmie i zostały tak ukształtowane, że im to nie przeszkadza i nikt nigdy tego nie zmieni. Są one małymi praktycznie identycznymi pod względem funkcjonalnym robocikami sterowanymi chemicznie, zaprogramowanymi do wykonywania określonych dość prostych funkcji i pozbawionych świadomości (potrzeby wolności).

Zupełnie inna sytuacja występuje w społeczeństwie ludzi. W tym przypadku wprowadzanie komunizmu czy nawet tylko socjalizmu jest barbarzyństwem. Chrześcijaństwo tym różni się od innych religii, że w swoim nauczaniu zawiera pojęcie relacji osobistej, przyjaźni między Bogiem a człowiekiem. Nie znajdziemy tego w żadnym innym systemie religijnym. W Biblii czytamy, że Jezus zna swoje owce i to „znanie” nie ogranicza się tylko do znajomości takiej jak my dzisiaj rozumiemy to słowo. W języku greckim słowo to oznacza głęboką zażyłą przyjaźń i zarazem troskę ze strony Boga. Pan Jezus powiedział, że zna swoje owce po imieniu, co również znaczy dużo więcej niż dzisiaj. Oznacza to osobiste i dogłębne poznanie konkretnego człowieka z całym jego wewnętrzym ja, jako pewnego inywiduum, kogoś w każdym calu unikatowego. Bóg stwarzając człowieka taką właśnie przygotował dla niego rolę i dlatego każdy system oparty na ubezwłasnowolnieniu człowieka, czyniącym z niego numerek jest dokładnym zaprzeczeniem tego porządku i musi czynić człowieka nieszczęśliwym. Systemy takie zamieniają dumnych ludzi, pragnących żyć w osobistej wolności i ponoszących pełną odpowiedzialność za swoje decyzje w żebraków, wyciągających ręce po jałmużnę państwową, po becikowe, po zasiłek socjalny, po dopłaty do czynszu, po darmowe leki, czy ostatnio po dopłaty unijne. Systemy takie w końcowym efekcie czynią z ludzi karykatury tego co Bóg dla nich zaplanował.

Często spotykam się z pogardliwą opinią, że chrześcijaństwo to taki ckliwy system, w którym mówi się tylko o ubóstwie, uniżaniu samego siebie, samoograniczaniu się na każdym kroku i ogólnym biadoleniu oraz rozczulaniu się nad sobą. Jest to nieprawda. Spójrzmy może na Izrael z czasów Mojżesza oraz Jozuego i prawa jakie tam obowiązywały, a jakie wprowadził tam Bóg.

W tamtym systemie obywatel był właścicielem swojej ziemi, żyjącym i pracującym na tej ziemi i spożywającym owoce swojej pracy. Służąc przy tym Bogu całym sercem miał Jego przychylność i błogosławieństwo i jego praca przynosiła mu owoc. Jak ktoś znalazł w ziemi skarb to ten skarb należał do niego. Dzisiaj jakbym znalazł cokolwiek cenego w swojej ziemi, to musiałbym to oddać, bo w świetle prawa należy to do państwa. Ba, nawet swojego drzewa, które zasadziłem nie mogę wyciąć bez zgody urzędnika i odpowiedniego papierka z pieczątką.

W tamtym społeczeństwie władza była ograniczona do minimum. Nie było ZUSu, KRUSu i 70% haraczu. Nie było sejmu i całej biurokracji urzędniczej. Dziesięcina jak sama nazwa wskazuje oznaczała 10 % i był to nazwijmy to „podatek” liniowy. Wtedy każdy był odpowiedzialny za samego siebie i to od niego wyłącznie zależało czy się czegoś dorobi i będzie szanowanym obywatelem, np. zasiadającym kiedyś w radzie plemienia, czy będzie żebrakiem. Dzisiaj w wyniku działania mechanizmów ograniczania wolności wszyscy staliśmy się zdeprawowanymi żebrakami, wycwanionymi do granic możliwości w wyłudzaniu jałmużny od państwa i to państwo decyduje za nas w wielu podstawowych sprawch (np. jak i gdzie odkładać na emeryturę, gdzie się leczyć itp.).

Wtedy każdy miał broń, potrafił się nią posługiwać i ćwiczył się w tym od młodości, tak by w razie czego mógł stanąć do obrony samego siebie, swojej rodziny, swojego plemienia czy całego narodu. Dzisiaj zostaliśmy sprowadzeni do roli dupków, którzy nie mają broni, a nawet gdybyśmy ją mieli to balibyśmy się po nią sięgnąć w obronie własnej, by nie trafić za kratki za zrobienie krzywdy biednemu bandycie.

Wtedy dzieci dziedziczyły po rodzicach, nie płacąc przy tym paskarskiego podatku „od wzbogacenia”. Dzisiaj ludzie muszą uciekać w szarą strefę, by uratować swoją własność przed pazernym fiskusem, a np. po naszej śmierci nasze składki emerytalne z całego życia przepadają na rzecz ZUSu, zamiast być dziedziczone.

Wtedy nie było więzień opłacanych z podatków. Dzisiaj więźniowe muszą mieć siłownię i telewizję i ich utrzymanie kosztuje dziennie więcej niż utrzymanie sierot w domu dziecka. Wtedy obowiązywała powszechnie akceptowana kara śmierci, a jak ktoś coś ukradł to musiał oddać 6-krotną tego wartość. Proste i skuteczne prawa. Dzisiaj mamy miesiące cyrtolenia się nad zabójcą ile lat mu dać, i czy są jakieś fakty łagodzące wyrok, bo w końcu obowiązują prawa człowieka, po czym wychodzi taki na przepustkę, mordując kolejną osobę. Za to zezwala się na ludobojstwo aborcji, nie patrząc, że w przypadku jeszcze nienarodzonych obowiązują prawa człowieka. Prawo stało się przedmiotem kpiny i szyderstwa. Kwitnie łapówkarstwo, giną dowody (sprawa Olewnika np.), rączka rączkę myje i nikt nic nie wie co się dzieje.

Wtedy to rodzice nauczali dzieci i kształtowali ich charakter. Dzisiaj czyni to za nas państwo, ucząc ich tego czego ja sobie nie życzę, narzucając swój program nauczania, obniżając wiek obowiązku szkolnego czy zerówkowego tak by jak najwcześniej odebrać mi możliwość nauczania dzieci, a byle nędzny kuratorek, czy sędzina albo pracownik socjalny może jak się uprze odebrać nam dzieci z byle powodu. Niedługo dzieci dyrektywą unijną będą uczone, że małżeństwo gejowskie czy lesbijskie jest tak samo dobre jak małżeństwo heteroseksualne i trzeba być tolerancyjnym. Kiedy ja powiem dzieciom, że w świetle Biblii jest to zboczenie to pójdę za to do więzienia.

Tamte prawo było jak by na nie nie spojrzeć kapitalistyczne i zostało stworzone na potrzeby indywidualnych wolnych ludzi, tak samo jak prawo komunistyczne zostało stworzone i przeznaczne mrówkom, będącym bezdusznymi robocikami. Dzisiaj chce się z nas zrobić takie odmóżdżone mrówki wbrew naszej naturze.

W każdym razie na takich to „barbarzyńskich” prawach jak dzisiaj czasami je określamy opierała się tamta społeczność, a były to zasady, które możemy dzisiaj określić jako w pełni chrześcijańskie. Były to zasady dla człowieka będącego odbiciem chwały Bożej. Oczywiście zachłanność władzy z czasem wypaczyła ten model. Wprowadzono biurokrację i skomplikowaną tradycję, którą znała tylko elita uczonych w Piśmie i która za jej interpretację zaczęła pobierać haracz. Skąd my to znamy? :-). Zaczęło się od tego, że w pewnym momencie swojej historii Żydzi zarządali od proroka Samuela ustanowienia urzędu króla, co Bogu się nie podobało. W niedługim czasie „zaowocowało” to wprowadzeniem podatków na utrzymanie świty i dworu królewskiego. Podatki stały się między innymi powodem rozpadku Izraela po śmierci króla Salomona, bo ludzie mieli już dość płacenia rosnących podatków.

Kłótnie polityków a my płacimy

czoraj czytałem na onecie, że pan Tusk powiedział z pretensją, że pan Prezydent powinien być obecny na jakiejś debacie w Sejmie. Jednym z zarzutów było to, że pan Prezydent bierze pieniądze za swoją pracę i nic nie robi. W odpowiedzi pan Kamiński z kancelarii Prezydenta wygłosił przemowę obwiniającą pana Tuska o to, że hulał na nartach w czasie gdy rozpoczął się kryzys i zwiedzał zabytki w Ameryce Południowej za pieniądze podatników. W sumie nie jest to żadna nowość, że jeden polityk krytykuje i opluwa drugiego polityka. Jest to w końcu forma spektaklu rozgrywanego przed oczyma społeczeństwa po to by zaskarbić sobie głosy w kolejnych wyborach i by odebrać te głosy konkurencji politycznej. W sumie patrząc od strony metod postępowania można powiedzieć, że jest to brutalny kapitalizm w najczystszej postaci, polegający na koszeniu konkurencji, w tym przypadku do intratnych stołków. Tak było, jest i pewnie zawsze będzie, dopóki Sejm będzie takim intratnym korytem. Panuje zresztą opinia, że polityka to szambo i w zasadzie się z tą opinią zagadzam.

W czym więc widzę problem? W końcu już dawno powinienem się do tego przyzwyczaić. Osobiście mało mnie interesuje to co jeden polityk czy poseł myśli i mówi o drugim polityku czy pośle. Albo powiem inaczej. Nie interesuje mnie to tak długo jak długo jest to ich prywatna sprawa. Ale tak nie jest. Posłowie biorą za swoją pracę pieniądze, są to niemałe pieniądze i są to pieniądze wyciągane z kieszeni obywateli. Z dietami jakie otrzymują na swoje wydatki, nazwijmy to służbowe, są to kwoty na poziomie porządnych pensji na stanowiskach dyrektorskich w Polsce (około 20 tyś zł na miesiąc). Można więc powiedzieć, że jeden poseł na dzień zarabia (zużywa) 1000 zł, czyli tyle ile wynosi np. miesięczna emerytura niejednego człowieka w Polsce, który za to musi się utrzymać, opłacić rachunki, kupić lekarstwa, jedzenie itp. Ja osobiście oczekuję, że za takie pieniądze zostanie zatrudniony wybitny specjalista, a nie karierowicz pieniacz, czy tak jak niedawno z ramienia Samoobrony ludzie wzięci od pługa, z wykształceniem podstawowym, znający się na polityce tak samo jak ja znam się na języku chińskim. Oczekuję, że ci ludzie będą sumiennie pracować, a nie fundować nam spektakl każdego dnia opluwając jeden drugiego, albo gdzieś łazić w czasie pracy, bo patrząc na obrady Sejmu widać, że sala ta na ogół świeci pustkami.

Paradoksalnie obaj wspomniani na początku panowie obwiniali się (marnując przy tym określoną ilość czasu i pieniędzy) o defraudację pieniędzy państwowych, robiąc to w czasie swojej pracy, czyli defraudując w tym czasie pieniądze państwowe. Niby krótka wypowiedź tylko? Kiedy ja jadę na konferencję związaną ze swoją pracą, gdzie mam wygłosić 15 minutowy referat, to muszę się do niego porządnie przygotować. Nie wierzę, że 15 minut pana Tuska czy pana Kamińskiego to tylko owe 15 minut. Do riposty na ripostę, na jakąś wcześniejszą ripostę, itd.... trzeba się przygotować. Ci ludzie poza tym nie wygłaszają swoich słów do drzew w lesie czy do pisuarów w ubikacji. Musi pojawić się ktoś z kamerą i otrzymać za swoją pracę określone pieniądze (z abonamentu TV? z budżetu (podatków)?). Nawet jeśli taka wzmianka zajmuje później tylko 20 sekund czasu antenowego, to dobrze wiemy ile kosztuje takie 20 sekund w państwowej telewizji w czasie największej oglądalności. Jak się to wszystko policzy, to robią się z tego wbrew pozorom poważne zdefraudowane kwoty rzędu dziesiątek tysięcy złotych.

Napisałem wcześniej, że ich metody postępowania są kapitalistyczne. Na tym jednak koniec analogii. W kapitaliźmie efektem konkurencji teoretycznie jest lepszy i tańszy produkt, więc jest z tego jaka korzyść dla obywatela. Z „konkurencji” takiej jaką zmuszeni jesteśmy oglądać na codzień w naszej polityce przeciętny obywatel ma bardzo niewiele. Weźmy przykład pana posła Palikota. Czytałem, że poseł Palikot wziął udział w niedawnym kongresie PiS, po czym powiedział publicznie, że nudził się tak bardzo, że w tym czasie pisał sobie bloga. Czy brał udział w tym kongresie (i pisał sobie bloga) w czasie pracy czyli za 1000 zł dziennie? Ja swojego bloga piszę jadąc w tej chwili pociągiem, w swoim czasie wolnym (jest teraz po północy). Przedtem intensywnie pracowałem pisząc od rana artykuł.

Odnoszę wrażenie, że ludzie w Polsce przywykli do tego, że jest sobie jakiś Sejm, są sobie jacyś posłowie i nawet już nie myślą w kategoriach strat jakie ta instytucja przynosi każdego dnia każdemu z nas. Przyzwyczaili się do tego tak samo jak przyzwyczaili się do 22 % VATu, paskarskiej akcyzy w paliwie, durnego podatku za psa (a czemu nie za świnkę morską czy kota?), ogólnie 70% wszelkich danin, numeru NIP i PESEL na raz, dowodów osobistych, wszędzie wymaganych oryginałów aktów urodzenia, małżenstwa za które się każdorazowo płaci haracz (tak jakby poświadczone ksero nie wystarczyło) i welu innych kretyńskich rzeczy w tym kraju. Ale policzcie sobie sami. Sejm z 460 posłami, ilomaś ministrami oraz ich świtą przynosi dziennie ogromne straty rzędu kilku milionów zł (pensje i diety to nie wszystko), a rocznie pewnie rzędu kilku miliardów zł. Moi rodzice wydają zimą niemal całą jedną emeryturę na sam gaz do ogrzewania domu, podczas gdy posłowie „bardzo ciężko pracują” i głowią się nad tym jak podnieść podatki tak by pozostało to niezauważone przez otumanione społeczeństwo i by za te pieniądze za nas zorganizować nam życie. No ale na tym między innymi polega socjalizm.

Dlaczego jestem wrogiem socjalizmu?

Socjalizm wydaje się być piękną ideą, jednak jego podstawowym problemem jest to, że jest utopią. W samym tym stwierdzeniu nie ma niczego odkrywczego. Każdy zapewne słyszał to już nie raz, nawet zgadzając się z tym stwierdzeniem, choć jestem przekonany, że większość ludzi nie do końca rozumie dlaczego tak jest, myśląc socjalistycznie na codzień i nie zdając sobie z tego sprawy. W naszej obecnej gospodarce niby-rynkowej socjalizm pokazywany jest jako swego rodzaju relikt z przeszłości, monstrum z zamierzchłych komunistycznych czasów, których wiele obiecnie już dorosłych osób osobiście nawet pamięta.

Można postawić tutaj kilka pytań:

1. Dlaczego socjalizm jest zły?

2. Czy socjalizm nadal istnieje wokół nas (w nas)?

3. Czy problem socjalizmu dotyczy tylko gospodarki?

Ad.1. Idee równości, pomagania słabszym, opieki socjalnej, często kojarzone z socjalizmem, są dobre. Elementy te (pozornie socjalistyczne) znaleźć można w założeniach funkcjonowania kościoła (rozumianego jako wspólnota wierzących). Listy apostoła Pawła często propagują idee braterstwa np. zbierania pieniędzy na ofiary głodu w Jerozolimie, wspomaganie wdów i sierot. Do tego tematu powrócę może na krótko przy końcu. Na razie pomińmy odniesienia do chrześcijaństwa i wróćmy do naszych pytań.

Podstawową wadą socjalizmu na tym świecie jest właśnie wspomniana jego utopijność, która wynika z ludzkiego egozimu. Ludzie są egoistami i w takim świecie jedynym ustrojem jaki ma racjolanie rację bytu jest tzw. drapieżny kapitalizm, który potrafi batem utrzymać egoizm krótko przy pysku. Kapitalizm najogólniej mówiąc powoduje, że egoistycznie myślącemu człowiekowi opłaca się zrobić dla drugiego coś dobrego. Przykładowo, człowiek taki będzie podnosił jakość usług nie dlatego, że jest filantropem, ale dlatego że czuje na sobie oddech konkurencji, której w swoim egoiźmie chce odebrać klientów oraz zyski. To zmusi go do optymalizacji działań tak by skuteczniej mógł wykaszać konkurencję, co w efekcie doprowadzi do obniżania kosztów. Jeśli przy tym przegnie w obniżaniu kosztów to efekt będzie dokładnie odwrotny i straci klientów. Niedawno byłem u fryzjera w nowopowstałym zakładzie w okolicy. Pani się nie postarała. Widać było, że jak najszybciej chce zająć się kolejnym klientem. Efekt był taki, że na drugi raz już tam nie poszedłem i więcej nie pójdę. Kiedy ta pani straci w ten sposób 90% klientów, to zmusi ją to do podniesienia usług albo do zajęcia się inną rzeczą.

Podstawowym problemem ludzi nie rozumiejących czym są ekonomiczne realia życia jest utopijne myślenie, że socjalizm daje cokolwiek od siebie. Można postawić tutaj proste pytanie: Skąd socjalistyczna władza ma coś co może komuś dać? Czytałem dzisiaj w sieci o sztandarowym pomyśle naszego premiera polegającym na zbudowaniu w każdej gminie stadionu dla młodzieży. Pomysł ten jak każdy inny socjalistyczny niestety kuleje. Czytałem opinie internautów, którzy piszą jak wygląda wykonawstwo tego pomysłu w praktyce w ich gminach, tzw. polska rzeczywistość (niegospodarność, źle ustawione przetargi itp.). Donald Tusk obiecał stadiony, ale skąd na to bierze pieniądze? Z własnej kieszeni? Nie, on do tej kieszeni jeszcze napycha pieniądze zgarnięte za wymyślenie tego sztandarowego pomysłu. Prawda jest taka, że premier Tusk pieniądze na stadiony weźmie z moich i twoich podatków, pomniejszonych o tarcie i straty w systemie biurokratycznym, nie pytając się nas o zdanie czy nam to odpowiada. Osobiście nie lubię grać w piłkę, nie interesuje mnie piłka. Lubię za wycieczki po lesie i w ten sposób zamierzam spędzać wolny czas z rodziną. Dlaczego zatem mam płacić za stadiony? Na tym właśnie polega socjalizm. Trzeba jasno zrozumieć jedną podstawową rzecz:

Perpetuum mobile nie istnieje ani w swerze fizyki ani w swerze gospodarczej

Tarcie sprawia, że każda maszyna musi się zatrzymać bez dopływu energii kompensującej te straty. Im tarcie jest większe, tym więcej energii potrzeba by maszyna mogła działać na minimum obrotów. Podobnie jest w gospodarce. Im większa jest biurokracja, która nieuchronnie towarzyszy socjalizmowi, tym więcej energii (finansowej) potrzeba by to tarcie przezwyciężyć i aby tę maszynę utrzymać w jakimkolwiek ruchu.

Ad. 2. Oczywiście, że socjalizm istnieje, kwitnie i ma się dobrze. Wystarczy spojrzeć na nasze państwo, by przy odrobinie dobrej woli widzieć socjalizm na każdym kroku. Wystarczy spojrzeć na Unię Europejską by też zauważyć. Kiedyś opiszę to na konkretnych przykładach. Aby to właściwie zilustrować spójrzmy na kwestię podatków. Postawię tutaj tezę, którą można wyrazić za pomocą definicji:

Ilość pobieranych podatków jest odwrotnie proporcjonalna do wolności przeciętnego obywatela w kraju

Po co państwo pobiera podatki? Ano po to aby mieć pieniądze na realizację różnych celów, w tym socjalnych, społecznych np. te stadiony. W czym więc jest problem? Założenie jest w końcu szczytne. Ano problem polega na tym, że cele państwa nie muszą pokrywać się z moimi osobistymi celami. Powiem więcej, na ogół się z nimi nie pokrywają. W tej sytuacji im więcej państwo pobierze ode mnie podatku, tym bardziej staje się możliwa sytuacja, że moje cele nie będą realizowane na rzecz tego, że będą realizowane cele państwa, które są odmienne od moich. Jeśli by mierzyć możliwość realizacji własnych celów (wolność osobistą) za pomocą ilości posiadanych pieniędzy, to im więcej podatków pobierze państwo, tym bardziej ograniczy to moją wolność w decydowaniu o sobie. W skrajnym przypadku, przy ilości podatków równej 0% mielibyśmy totalną wolność, bo państwo nie mogło by realizować żadnych własnych celów. W zasadzie państwo by wtedy nie istniało, podczas gdy wszystko musiałbym zapewnić sobie sam. Z drugiej strony, przy podatku w wysokości 100% bylibyśmy totalnymi niewolnikami. W takiej sytuacji państwo musiałoby za nas zrobić dosłownie wszystko, łącznie z decyzją co zjemy dzisiaj na śniadanie, albo jakiego koloru papieru toaletowego użyjemy w ubikacji.

W każdym razie jeśli obecnie w Polsce wszystkie podatki i daniny jakie płacimy są na poziomie 70 % naszego początkowego dochodu, to w kwestii wolności jesteśmy raczej bliżej dolnej granicy, czyli niewolnictwa. Nie jestem zwolennikiem opcji 0%, bo istnieją pewne instytucje, które muszą być niezawisłe i niezależne od mojego egoizmu, takie jak np. sądownictwo, armia, czy policja, choć może w mniejszym zakresie kompetencji niż mają dzisiaj. Osobiście wolałbym mieć w domu broń, by w razie czego móc samemu wymierzyć sprawiedliwość intruzowi, który by naruszył moją sferę wolności osobistej, włamując się do mojego domu. Czekając na uruchomienie biurokracji w celu udzielenie mi pomocy w takiej sytuacji mogło by się zdarzyć, że zostałbym zamordowany wraz z rodziną, albo w najlepszym przypadku obrabowany. Sytuacja, w której obroniłbym sie sam, byłaby dla państwa a w efekcie dla mnie dużo tańsza. Brak kosztów związanych z łapaniem bandyty a później jego procesu, brak konieczności utrzymywania takiego byczka w więzieniu przez określony czas, z moich podatków oczywiście. No może byłyby koszty sprzątania mojej posesji po zdarzeniu, ale tylko jednorazowo, co i tak wyszłoby taniej.

Ktoś teraz powie no tak, ale może to był niewinny złodziejaszek co chciał tylko ukraść twoje pieniądze, albo twój stary komputer i nie należał mu się lincz z twojej strony. Odpowiem tak. Kiedy widzę w swoim domu obcego człowieka z młotkiem, nożem czy czymś innym tego typu to nie wiem jakie ma on zamiary. Każdy taki czowiek jest winny już za samo to, że się włamał i wiedząc, że mam w domu broń podejmuje ryzyko na własna odpowiedzialność. W każdym razie po kilku takich przypadkach raptownie spadłby popyt na mój dobytek wśród tego typu pasożytów. Rynek by się sam wyregulował. Patrząc na to w kontekście socjalizmu można powiedzieć tak, dbanie o moje bezpieczeństwo też jest formą usługi świadczonej przez państwo, za którą państwo pobiera sowitą opłatę w postaci moich podatków. Co jest istotne, opłata ta obejmuje wiele niepotrzebnych kosztów, które wynikają z funkcjonowania samej biurokracji.

Opisany przykład z bronią został celowo przerysowany, ale można pokazać wiele innych mniej drastycznych przykładów. Weźmy przykład tzw. leżących policjantów, mających na celu obniżenie prędkości ruchu kołowego na osiedlu. Obecnie państwo pobiera podatek na wykonanie tego tepu prac (np. podatek w paliwie). Z tego podatku 80% pochłania biurokracja (urzędnik który ma gdzieś to, aby wykonanie tej przeszkody było zgodne z moimi oczekiwaniami, konieczność zorganizowania przetargu, czy nawet utrzymanie w czystości ubikacji w budynku, w którym ten urzędnik pracuje, zapłacenie rachunków za prąd w jego biurze, jego pensji, ubezpieczenia zdrowotno-emerytalnego, które też przechodzi przez inne kanały tej machiny biurokratycznej itp.). W efekcie taki spowalniacz kosztuje mnie 5000zł. Gdybym ja sam wynajął taką firmę, to kosztowałby mnie to np. 1000 zł. Na tym właśnie polega socjalizm.

Dwie powyższe kwestie to jedna rzecz. Osobiście bardziej interesuje mnie natomiast problem socjalizmu patrząc z punktu widzenia serca człowieka. Za socjalizmem stoją określone zachowania ludzkie, które przejawiają się nie tylko w dziedzinie gospodarczej. W ten sposób przechodzimy do odpowiedzi na trzecie pytanie.

Mechanizmy funkcjonowania socjalizmu nie zmieniły się od początku jego istnienia. W socjaliźmie państwu się wydaje, że wie lepiej czego potrzebuję i dlatego chcąc mnie uszczęsliwić musi częściowo mnie ubezwłasnowolnić, robiąc 70% rzeczy za mnie, w praktyce uważając mnie za kretyna. Tak naprawdę nie ma różnicy między mechanizmami stojącymi za działalnością socjalistycznego rządu, a tymi jakie są niekiedy wprowadzane na poziomie rodzin, małżeństw, ale też niestety niektórych wspólnot chrześcijańskich (z nazwy według mnie), a już napewno różnego rodzaju sekt, o jakich bywa głośno co jakiś czas. W rodzinach takich wolność dzieci bywa ograniczna np. w taki sposób, że zmusza się je do wyboru ścieżki rozwoju, która odpowiada oczekiwaniom rodziców, np. ambitnie chorobliwemu ojcu. W rodzinach, w których funkcjonują takie chore mechanizmy, dzieci ale często też współmałżonek są kontrolowani się na każdym kroku. Stosuje się rozbudowany aparat władzy w postaci nakazów, zakazów, zastraszania, kija i marchewki, a wszystko po to aby była realizowana wola kontrolującej osoby. Nie mówię teraz bynajmniej, że wszystko można puścić na żywioł w wychowaniu dzieci i nie stosować żadnej władzy. Sam mam piątkę dzieci i jestem tutaj raczej realistą stosując władzę, co bynajmniej nie oznacza że jestem socjalistą. Jest tutaj subtelna różnica. Dzieci akurat trzeba trzymać w posłuszeństwie i karności i mieć nad nimi kontrolę z tego prostego powodu, że w odróżnieniu od dorosłego świadomego obywatela, one są właśnie dziećmi i faktycznie potrzebują asysty i opieki rodziców, ponieważ nie rozumieją jeszcze wszystkiego jak należy. Trzeba tylko najwcześniej jak to tylko możliwe pozwalać im na samodzielność we wszystkich możliwych sferach życia, luzując władzę nad nimi jak tylko zaczną sobie w danej swerze radzić same. Przykładowo, nie pozwoliłbym dziecku w wieku 4 lat samodzielnie podróżować pociągiem, ale nasza najmłodsza córka gdy miała 2 lata potrafiła już sama się ubrać w piżamę, a jadła sama jak miała półtora roku. Polegało to na tym, że w pewnym momencie się zbuntowała przeciwko karmieniu jej, widząc że starsze rodzeństwo je samodzielnie. My natomiast nie stosowaliśmy mechanizmów siłowych by ograniczyć jej prawo wolności w tej kwestii, pomimo że kosztowało nas to przez jakiś czas konieczność sprzątania 80% obiadu z podłogi i przebieranie jej kilka razy dziennie na początku. Wolności niestety trzeba się uczyć mozolnie, ale trzeba dawać możliwość uczenia się jej :-) Widziałem niestety rodziny, w których dzieci się karmiło do czwartego roku życia a nawet dłużej i tacy rodzice dziwili się przy tym, że nasze dziecko je samodzielnie już w wieku 2 lat. Władza socjalistyczna zawsze broni się przed poluzowaniem kontroli, dlatego uważajmy na naszą postawę. Jeśli stosujemy w jakikolwiek sposób nadmierną władzę to jesteśmy socjalistami z definicji.

Z nadmierną władzą związanych jest kilka niebezpieczeństw. Przy dłuższym oddziaływaniu mechanizmów kontroli dochodzi do podobnego efektu jaki występuje w przypadku zwierząt trzymanych w klatkach. Zwierzę jakie wychowało się w klatce nie potrafi już samodzielnie funkcjonować. Nawet jeśli zostanie wypuszczone na wolność to zginie np. z braku umiejętności polowania. Kiedyś dziecko (nie pamiętam, może moje wasne) spytało się w swojej szczerości w ZOO, dlaczego nie można tych biednych zwierzątek wypuścić na wolność? W odpowiedzi usłyszało, że te biedne zwierzątka by sobie nie poradziły na wolności. Dziecko tak naprawdę dowiedziało się, że wolność jest zła. Kiedy dzisiaj mówię co niektórym, że nie powinno być obowiązkowego ZUSu czy OFE, to słyszę w odpowiedzi, że jaśli by to zniesiono, to ludzie by sobie nie poradzili i wszystko by wydali od razu, a na starość by musieli żebrać. Tak to prawda, my dzisiaj jesteśmy tak wytresowani w braku wolności, że w praktyce uwolnienie przyniosło by mnóstwo ofiar społecznych. Na początku zanim by się to wyregulowało tak by pewnie było i była by to cena jaką niektórym przyszłoby zapłacić za wolność. Mi osobiście nie, bo ja mam wrodzoną, poznańską :-) oszczędność.

Problemem nie jest tutaj fakt posiadania wolności ale brak doświadczenia w używaniu tej wolności

Problemem nadmiernej socjalistycznej władzy jest dodatkowo jej niewydolność. Władza nie jest Bogiem i nie ma zdolności nieograniczonego zaspokajania potrzeb wszystkich obywateli z prozaicznej przyczyny braku czasu. Jeśli władza centralizuje coraz więcej sfer w swoich rękach, to zaczyna brakować jej czasu na to by skutecznie zaspokajać wszystkie potrzeby każdego obywatela. Stąd konieczna jest wtedy rozbudowa aparatu urzędniczego i kosztów związanych z jego funkcjonowaniem, po to by byli ludzie obsługujący nasze niby potrzeby.

W jaki sposób socjaliści zdobywają władzę?

Socjaliści myślą zawsze irracjonalnie, więc potrzebują odpowiednich metod by skłonić na ogół racjonalnie myślące społeczeństwo do przekazania im władzy. Jeszcze nie tak dawno temu mechanizm zdobywania władzy przez socjalistów był prosty. Przystawiało się społeczeństwu pistolet do głowy i było po zawodach. Było widać wyrażnie gdzie są wilki a gdzie owce. Dzisiaj natomiast mamy powszechnie panującą demokrację i ludzie reagują alergicznie na samą myśl, że mogłoby jej nie być. No ale socjaliści przecież nie wymarli w 1989 roku, tak samo jak nie wymarły egoistyczne serca ludzkie, rządne kontroli nad innymi. Co się zatem zmieniło? Nic poza metodami. Dzisiaj socjalista nie może wyglądać jak wilk. Musi się kamuflować udając liberała albo demokratę :-)

Jeden z moich bliskich przyjaciół lubi używać porównania sposobów zdobywania ludzi do metod polowań różnych gatunków węży. Stosując to porównanie można powiedzieć, że dawniej socjaliści działali jak grzechotnik. Szybki atak i po sprawie. Dziś tak się już nie da, przynajmniej w Unii Europejskiej. Dzisiaj trzeba stosować metodę boa dusiciela. Stopniowo się oplata ofiarę powolnymi ruchami tak by nawet nie spostrzegła tego, że się wokoło niej coś dzieje. Dzisiaj władzę zdobywają najsprytniejsi socjaliści, którzy potrafią ludzi wyprowadzić w pole, czułymi słowami obiecując im gruszki na wierzbie w taki sposób, że tamci autentycznie wierzą, że rzeczywiście mogą te owoce na tym drzewie wyrosnąć. Socjaliści przy wyborach zawsze obiecują uruchomienie jakiegoś nowego perpetuum mobile, wunderwaffe, a kolejne pokolenia ogłupionych przez telewizję ludzi dają się nabierać na coraz to nowsze kuglarskie sztuczki słowne takich ludzi. Ciekawe jakie nowe hasła zeserwują nam nasi politycy przy następnych wyborach. 3 miliony mieszkań już były, poworty do Polski w wyniku cudu gospodarczego już też, becikowe już było.

Kiedy ludzie zrozumieją, że jedyną skuteczną metodą cudu gospodarczego jest oszczędność, czyli cięcie kosztów, czego można dokonać jedynie przez rzeczywiste samoograniczenie się władzy i wyraźną redukcję liczby urzędników w systemie? Np. powinno się natychmiast zredukować liczbę darmozjadów na Wiejskiej w Warszawie nawet o 3/4. Liczbę ministerstw powinno się zredukować do 6-8 najważniejszych, związanych np. z bezpieczeństwem kraju. Powinno się ograniczyć ingerencję państwa w gospodarkę do tego stopnia, aby nie miało nawet sensu przkupywać urzędników, bo i tak nie oni decydowaliby o kontraktach. Pensje posłów powinny być dużo niższe, tyle ile wynosi np. pensja naukowca w Polsce. Dziwne? W Kanadzie parlamentarzysta w prowincji Alberta ma roczną pensję mniej więcej na poziomie pensji osoby na stanowisku Full Professor na Uniwersytecie. Powinni to być ludzie o określonej pozycji społecznej, których stać na to, żeby prawie społecznie pracować dla kraju, a nie pchać się do władzy dla samego koryta.

W jaki sposób socjaliści utrzymują irracjonalną władzę?

W socjaliźmie ten kto ma władzę i ją kocha, boi się jej utraty, bo to zdetronizowałoby jego ego. Na poziomie państwowym mechanizmy sprawowania nadmiernej władzy realizowane są poprzez nadmierne podatki, po to by maksymalnie ograniczyć naszą wolność decyzji. Im więcej podatków płacimy, tym więcej sfer naszego życia jest w ich rękach. Tym bardziej nasze myśli z konieczności kierowane są w ich kierunku, szukając u nich zaspokojenia własnych potrzeb, których sami nie możemy zaspokoić, bo zostaliśmy ograbieni ze środków na ten cel.

Socjalistyczna władza musi jakieś potrzeby zaspakajać, choćby we własnym interesie, bo inaczej nastąpiłby bunt niewolników czy półniewolników. Władza taka musi zatem rozwijać aparat biurokracji, zatrudniając coraz więcej pierdzących w stołki urzędników zajmujących się mną bez mojej zgody i kontrolujących moją wolność i moje pieniądze, w praktyce organizując życie za mnie, zamiast robić w tym czasie inne bardziej pożyteczne rzeczy. Urzędnicy ci generują potworne straty w systemie i sprawiają, ze cały system zwany gospodarką działa źle jak źle nasmarowany sinik. Równolegle ze zwiększaniem urzędniczego aparatu ucisku, władza stara się przeciwdziałać możliwości buntu, kontrolując obywatela na każdym kroku by czasami nie ukrył gdzieś strzępków swojej wolności. Niedawno czytałem, że UE chce doprowadzić do pełnej jawności zawartości kont obywateli, tak by niczego nie zataili przed socjalistycznym fiskusem. Chce aby nastąpiła pełna jednomyślność na jej terenie w tej kwestii po to, by przy okazji mieć też środek nacisku na Szwajcarię, by zmusić ją do wprowadzenia podobnej jawności. W socjaliźmie każda metoda wprowadzenia pełnej kontroli nad niewolnikami jest dobra, a cel uświęca środki.

Inną metodą tłumienia potencjalnego buntu już w zarodku jest rozbrojenie społeczeństwa np. powszechny zakaz posiadania broni, ale również wpisujące się w ten trend obecnie narzucane przez Unię metody, które odstrzelą młodym chłopcom ja.. ops genitalia już w przedszkolu. Czytałem, że nie będzie wolno stosować tam żadnych zabawek militarnych. Wszyscy mają być grzeczni i słodkopierdzący dla siebie nawzajem. Mają miłować pokój, ekologię, a później pewnie jeszcze gejów oraz lesbijki itp. Taką bezbronną odmóżdżoną i wytresowaną w miłości do Unii tłuszczą łatwiej będzie rządzić i decydować za nią. Państwo (niedługo będzie nim UE na obecnych ziemiach Rzeczypospolitej) będzie już niedługo decydować o tym, jak będą wychowywane nasze dzieci, poprzez odpowiednie wychowanie „patriotyczne”. Byłem niedawno na stronach WWW kilku szkół w Poznaniu i zaraz na wejściu widziałem np. informację o Kółku Europejskim. Socjalizmowi zawsze potrzebna jest jakaś młodzieżowka. Był kiedyś hitlerjugend, był Konsomoł, ZSMP, a teraz będzie nowy, wytresowany, bezwolny i ugrzeczniony eurojugend, śpiewający hymn Unii o równości i braterstwie, który bez wahania odda własną wolność w ręce władzy za miskę zupy.

Jestem wrogiem wszelkiego socjalizmu, bo kojarzy mi się on z nieefektywnością, niegospodarnością, bezczelnym wtrącaniem się w moje życie, ograniczeniem mojej wolności, wtrącaniem się w wychowanie moich dzieci itp.

Na koniec chciałbym może powrócić na chwilę do tematu poruszonego na początku, a mianowicie tego jak socjalizm ma się do chrześcijaństwa. Moją tezą jest to, że socjalizm z definicji jest zły, ponieważ jego działania zawsze wynikają ze złych motywacji i błędnych irracjonalnych założeń, które są skierowane przeciwko społeczeństwu, przeciwko rodzinie, w zależności o jakim zakresie jego działania mówimy. Socjalizm dla zareklamowania siebie używa natomiast dobrych haseł po to by wydać się mniej odrażający i omamić ludzi. Tymi hasłami są właśnie równość braterstwo, pomaganie sobie nawzajem itp. Powiesz mi, że takiego myślenia już dzisiaj nie ma? A akcja w Niemczech dopłat do nowych tanich aut, by podtrzymać produkcję? Czy to nie jest pomoc braterska dla nierentownego przemysłu? Jak myślisz kto zapłaci za te auta? Podatnik niemiecki. Zreszta w innych krajach europejskich, w tym w Polsce też chcieli to wprowadzić. A co jeśli mi odpowiada moje stare 11-letnie auto i nie zamierzam go zmienić? W ramach socjalistycznego braterstwa mam dopłacić poprzez swoje podatki innym? Oczywiście będzie potrzeba 1000 nowych urzędników, którzy będą rozpatrywać jakieś podania, wydawć druczki itp. No ale wzrośnie liczba miejsc pracy przy okazji :-). Zwracajmy na takie rzeczy uwagę i nie dajmy się oszukiwać, wierząc w perpetuum mobile.

Chrześcijaństwo nie ma nic wspólnego z socjalizmem, ponieważ pomimo, że hasła troski o siebie nawzajem, pomagania sobie występują i tu i tam, to w chrześcijaństwie wynikają one z zupełnie innej motywacji. Nie mówię o patologiach jakie spotyka się obecnie albo spotykało się w chrześcijaństwie dawniej, ale o założeniach chrześcijaństwa. Podłożem niby-socjalistycznych zachowań w chrześcijaństwie jest miłość i to ona sprawia, że ludzie sobie pomagają bez przymusu z zewnątrz. Tak zresztą w założeniu powinno być w rodzinie. Do tego tematu powrócę jeszcze za jakiś czas.

Mądrość słowa a krzyż Chrystusa.

Czy między tymi dwoma pojęciami, które w 1 Liście Apostoła Pawła do Koryntian (1,17) wydają się być sobie przeciwstawione, jest rzeczywiście sprzeczność?

Co oznacza w tym wersecie mądrość słowa, a jakie w tym konkretnie miejscu ma znaczenie pojęcie Krzyż? Patrząc na inne miejsca w Biblii można zauważyć, że mądrość sama w sobie nie jest zła, tak samo jak mówienie mądrych rzeczy nie jest złe. W końcu nawet Bóg chce abyśmy prosili o mądrość wtedy gdy jej nam brakuje. Hmmm, na marginesie mówiąc ostatnie zdanie wydaje się być sprzeczne samo w sobie, bo jak można prosić o mądrość, będąc głupim, czyli nie rozumiejąc potrzeby proszenia o mądrość? :-) Do tego wrócimy na krótko na końcu.

Patrząc na to co jest zawarte w Biblii można powiedzieć, że mądrość właściwie rozumiana jest dobra, natomiast to o co Pawłowi chodziło w tym wersecie ma inne znaczenie. Jemu chodziło o naszą własną mądrość czyli, patrząc na to obiektywnie, o totalną głupotę. Mówiąc inaczej: Kiedy nasze pomysły nie są podporządkowane woli Bożej, wówczas są niczym innym jak ‘mądrością inaczej’, używając dzisiejszego wydelikaconego języka. Na takie znaczenie wskazuje kontekst tych słów, najbliższy kontekst całego rozdziału, ale też kontekst całej księgi. Nasza własna mądrość oraz mądrość Boża są w Biblii zawsze sobie przeciwstawiane. Pierwszy przykład widać już w Księdze Rodzaju, w której człowiek posługując się własną mądrością zbuntował się przeciwko Bogu. W dalszej historii człowieka było nie lepiej.

Wynika to z jednego podstawowego problemu. Nasze serce, które w Biblii symbolizuje całą naszą naturę jest zepsute. Z tego powodu również nasze myśli są zepsute, co nie jest niczym dziwnym. Z kanalizacji nigdy nie popłynie krystalicznie czysta woda pitna. Nasza własna mądrość w oderwaniu od Bożej mądrości zawsze nastawiona jest wyłącznie na nas samych, na zaspokojenie pragnień naszego ego. Nasz umysł używa całej dostępnej nam naszej mądrości do tego, by coraz bardziej wywyższać nasze własne ja. Jako egoistyczni ludzie wręcz doskonalimy się we własnej mądrości (można ją w tym kontekście nazwać sprytem) po to, by jeszcze skuteczniej wywyższać własne ego. W Biblii nazywane jest to cielesnością, która zawsze sprzeciwia się panowaniu Boga nad naszym życiem. Chrześcijanie po nawróceniu bynajmniej nie są wolni od cielesności. Zmagają sie z nią całe życie. Różnica między prawdziwie wierzącymi a niewierzącymi (lub pozornie wierzącymi) nie polega na posiadaniu lub nie cielesności. Różnica polega wyłącznie na tym, że ci pierwsi starają się z nią walczyć, podczas gdy ci drudzy się z nią szczycą.

Ale wracając do kwestii naszej woli oraz Bożej woli. Można robić rzeczy, które na zewnątrz są dobre i pokrywjące się co do celów z Bożą wolą, używając do tego błędnej motywacji, która nie pokrywa się Bożymi metodami. Czasami widzę ludzi, którzy oceniają innych po skutkach ich działalności, co jest o tyle niebezpieczne, że dzieło tak naprawdę można ocenić dopiero po latach. Tacy ludzie mówią np. zobacz, ci czy ci mają namaszczenie (nie znoszę osobiście tego słowa), bo przez ich ręce dzieje się to czy tamto, jest poruszenie przy ich służbie, są tłumy na ich nabożeństwach, dużo osób się nawraca przez ich posługę i widać różne inne zewnętrzne dobre objawy. Same te rzeczy oczywiście nie są złe w założeniu, ale tylko wtedy gdy opierają się na Bożej mądrości. W Biblii jest mowa, że będziemy rozpoznawani po wzajemnej miłości a nie po dziełach. Struktura kościoła opiera się na służbie i miłości i tym kościół różni się wszystkich innych ziemskich organizacji, w których dominuje egoizm i parcie na władzę i znaczenie. Zawsze musimy zadawać sobie pytanie jakie są motywacje naszej służby. Czy łechce nas np. świadomość, że jesteśmy rozpoznawani przez tłumy? Powiem może, że osobiście nie byłem i nie jestem zawsze wolny od złych motywacji. Piszę to po części z własnego doświadczenia.

Cielesność wywyższająca własne ja zawsze towarzyszyła kościołowi. Jeszcze gdy Pan Jezus chodził po ziemi, przed swoim ukrzyżowaniem oraz zmartwychwstaniem, uczniowie już zastanawiali się nad tym, kto z nich jest większy i kto ma lepszą pozycję teraz a nawet w wieczności. W Koryncie widzimy to samo, czyli porównywanie się do innych, mówienie: ja należę do tego, a ja do tamtego. W podtekście oznacza to na ogół, że ja należę zawsze do tego lepszego :-). Bardzo często przy budowie takiego cielesnego kościoła, posługujemy się taką właśnie swoją mądrością inaczej, po to by zdobyć sobie zwolenników i pociągnąć ludzi za sobą. Tak naprawdę w cielesności staramy się ludzi przekonać do własnej teologii, własnego rozumienia Biblii, chociaż naszym celem powinno być pokazywanie tylko i wyłącznie Chrystusa, i samemu odsunięcie się w cień. To cielesność sprawia, że kościół jest obiektem drwin w świecie i bardzo słusznie zresztą. Taki kościół nie daje żadnej alternatywy dla organizacji ziemskich, które chcą zdobyć nasze serca dla własnych celów. Taki kościół zawsze jest źródłem rozczarowania, rozgoryczenia, a na końcu złości i wręcz nienawiści u tych co zobaczyli, że nie to miało być, poczucia bycia oszukanym. Miłość i pokój obiecane przez taki kościół podczas zwiastowania ewangelii są niczym innym jak kiełbasą wyborczą.

Dokładnie to ma na myśli Paweł w pierwszym rozdziale pierwszego Listu do Koryntian. Cielesny sposób głoszenia ewangelii nazywa własną mądrością, która nie ma nic wspólnego z mądrością Krzyża. Musimy o tym pamiętać. Pamiętajmy też, ciąży na nas odpowiedzialność za to jak zwiastowana jest ewangelia i co dzieje się z tymi którzy na to zwiastowanie odpowiedzieli.

Ale wróćmy jeszcze na chwilę do tego zdania z początku (zaczynającego się od ‘Hmmm.’ :-). Wbrew pozorom zdanie to ma daleko idące implikacje. Jeśli serce człowieka jest zepsute i złe, to nie może ono dawać dobrego owocu, o czym zresztą w Biblii jest napisane. Szczere proszenie o mądrość Bożą jest natomiast bez wątpienia dobrym owocem. Powiem teraz tylko taką rzecz. Nie można prosić o mądrość, nie można przyjść do Boga w uniżeniu, jeśli Bóg nie da nam łaski abyśmy mogli to zrobić. Może kiedyś wrócę do tego tematu.